Artykuł autorstwa Giovanniego Corabiego, zrealizowany na Sardynii, jest hymnem na cześć wolności i piękna dzielenia się z innymi.
Gucci wprowadza na rynek kolekcję Bambino.
Hymn na cześć wolności słowa, na cześć wibrującego piękna kolorów i faktur, które łączą się ze sobą, tworząc wspaniałe stylizacje w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Jest coś magicznego w miękkich, naturalnych tkaninach, które idealnie pasują do osoby noszącej, dzieci gotowe wyruszyć na poszukiwanie marzeń, zobaczyć coś, czego nie ma.
Z tej okazji fotograf Giovanni Corabi poleciał na Sardynię, aby sfotografować wyjątkowych modeli: członków rodziny Rao.
Rodzina zrodzona z przypadkowego spotkania dwojga nieznajomych w Polimodzie we Florencji. Brzmi to jak początek romantycznego scenariusza, jednego z tych filmów o przesuwanych drzwiach i przeznaczeniu, gdzie bohaterowie gonią się nawzajem w czasie i przestrzeni. Ale czasami rzeczywistość przerasta nawet wyobraźnię, jak zdradza głowa rodziny, Sergio Rao: „Wygłasza wykład na temat japońskiej mody poprzez Appunti di viaggio o Moda e Citta, film Wima Wendersa z Yohji Yamamoto, który podejmuje odwieczne wyzwanie zachowania oryginalności bez popadania w powtarzalność. Jest jedną ze studentek podyplomowego kursu magisterskiego, która znika z Aula Magna pod koniec zajęć. Trzy miesiące na jej odnalezienie, dwadzieścia sześć minut na podjęcie decyzji o wspólnym zamieszkaniu. W świecie społecznościowym jesteśmy Family Avenue, w świecie rzeczywistym jesteśmy rodziną Rao Cabrera. W obu jest dwoje rodziców, Maga i Sergio, oraz sześcioro naszych dzieci: Noah, Kai, Anouk, Til, Uma i Ryo”.
Kto lepiej niż oni zinterpretowałby nową kolekcję Gucci Bambino?
Rodzina Rao to stale rozwijająca się konstelacja, w której każda planeta odgrywa wyjątkową i niezastąpioną rolę.
Zadaliśmy Sergio Rao kilka pytań, aby dowiedzieć się więcej o ich historii.
Jakie są elementy, które sprawiają, że czujesz się jak w rodzinie?
„Dzielenie się”. Dzielenie się przestrzenią, doświadczeniami, wartościami i czasem.
Dzielenie się generuje uczestnictwo i doskonali „współudział” w komunikacji.
Nie jest to pojęcie abstrakcyjne; wręcz przeciwnie, dzielenie się jest bardzo konkretne i wymaga czasu. Dużo czasu, dlatego też wybraliśmy dla naszych dzieci nauczanie krótkoterminowe.
Sześcioro dzieci to liczba, która mówi o przyszłości. Czy zawsze chciałeś mieć dużą rodzinę?
„Sześcioro dzieci to liczba, która przemawia, i to często głośno, do obecnych przez czternaście godzin dziennie, siedem dni w tygodniu, łącznie z dniami świątecznymi. Żyjemy pełnią naszego codziennego życia, naszego czasu, jesteśmy antytezą planowania. Jesteśmy jazzowym jam session, a nie orkiestrą kameralną. Myśl o założeniu dużej rodziny nigdy nawet nie przeszła mi przez głowę. To po prostu nie wchodziło w grę. Tydzień po tym, jak się poznaliśmy, zastanawialiśmy się z Magą, czy wyobrażamy sobie siebie z dziećmi. Zapytałem: „Ile?”, a ona odpowiedziała: „Cztery”. Miałem czterdzieści pięć lat, a potem to już trochę wymknęło się spod kontroli”.
Jakie są życzenia dzieci na przyszłość?
„Przede wszystkim jedno: że zawsze mogą wierzyć w piękno swoich marzeń. Nie mówię, że chcę, aby zrealizowali swoje marzenia, ale aby w nie wierzyli i kontynuowali je przez całe życie, trochę jak w Małym Księciu Antoine’a de Saint-Exupéry’ego – „Niech twoje marzenia pochłoną twoje życie, aby życie nie pochłonęło twoich marzeń”.
Jakie wartości chciałbyś im przekazać?
„Wartość i znaczenie piękna. Pierwotne i głębokie piękno, które można docenić tylko wtedy, gdy towarzyszy się nam i wychowuje do jego odkrywania. Piękno tego, co widzialne i niewidzialne. Piękno, które sprawia, że kawałek drewna staje się twoją ulubioną zabawką, które sprawia, że konstrukcję z dachem nazywasz domem, i które sprawia, że brak ci słów, gdy patrzysz na morze. Spontaniczny uśmiech, który sprawia, że obcy człowiek staje się twoim życiowym partnerem.
Piękno ma w sobie niezwykłą siłę, ma w sobie głęboką świętość, która wymaga wielkiego szacunku”.
Ile razy w życiu można wymyślać siebie na nowo?
„Z pewnością pewną liczbę razy, ale nie nieskończoną. Wymyślanie na nowo wymaga czasu. Budowanie wymaga czasu. Oba wymagają wielkiej energii i pasji, ale także świadomości, że trzeba zaakceptować pewien poziom ryzyka. Czas jest granicą, której nie możemy przesunąć, ale możemy zwiększyć jego „ciężar właściwy”, wypełniając go pełniejszą treścią.
Jesteś przyzwyczajony do podróżowania po całym świecie, a jednocześnie wybrałeś Sardynię jako swój dom. Wydaje się, że jest to dychotomiczny wybór między otwartością a izolacją. Czy tak jest? A może rzeczywiście nie ma tu żadnej sprzeczności?
„Podróże i ruch w ogóle są stałym elementem naszego doświadczenia, najpierw jako jednostki, a później jako rodziny. Spędziłem siedemnaście lat poza Włochami, w Stanach Zjednoczonych, Szanghaju w Chinach i Tokio w Japonii. Maga mieszkała w Caracas, Nowym Jorku i Barcelonie. Poznaliśmy się we Florencji, a kilka miesięcy później przenieśliśmy się na Bonaire, małą wyspę w holenderskiej części Karaibów. Dwa lata później wróciliśmy do Włoch, gdzie urodził się Noah, nasz pierworodny.
Podróżowanie, nawet dziś, stanowi fundamentalną część naszej rodziny, a dla nas, rodziców, jest to najlepsze narzędzie edukacyjne i szkoleniowe, jakie możemy zaoferować naszym dzieciom. Podróżnik uczy się zmieniać i ewoluować swoje myślenie, a nawet swoje życie. Podróżnik, w przeciwieństwie do turysty, zostawia swoje przekonania w domu, kiedy wyjeżdża, aby powrócić z nowymi, będącymi owocem bogactwa jego doświadczeń. Starajmy się wychowywać nasze dzieci na podróżników, a nie turystów.
Decyzja o wyborze Sardynii jako miejsca zamieszkania zapadła jedenaście lat temu i była instynktowna, a jednocześnie głęboko przemyślana. Wbrew pozorom zmiana naszego doświadczenia życia w wielkich metropoliach na doświadczenie życia w wiosce liczącej 168 mieszkańców była wyborem – i deklaracją – otwartości, a nie izolacji.
W Szanghaju, gdzie mieszka dwadzieścia sześć milionów ludzi, łatwiej jest poczuć się odizolowanym niż w tym pięknym, autentycznym zakątku Galury.
Mieszkasz w miejscu, gdzie kontakt z naturą jest bardzo silny, gdzie upływ czasu jest bardziej widoczny dzięki zmianom pór roku. Skąd taki wybór?
„Sprzyjające warunki pogodowe na wyspie, z często łagodnymi temperaturami i krótkim sezonem zimowym, a także silna obecność i stały kontakt z naturą i jej elementami, odegrały ważną rolę w naszej decyzji o przeprowadzce do tej części Sardynii, gdzie wiatr i morze są naszymi gospodarzami. Nauczyliśmy się poznawać i doceniać Mistral i Ponente, jak to potrafią tylko ci, którzy się tu urodzili lub mieszkają.
Prawie zawsze czyste powietrze, niewielka liczba zakłóceń i świeża bryza, która łagodzi nawet najgorętsze letnie dni, to dar silnego wiatru Mistral, który pochodzi z doliny Rodanu we Francji, ale jest również „silnikiem” niektórych z naszych ulubionych zabawek, takich jak sportowy ponton żaglowy czy windsurfing.
Til, mając osiem lat, pływa na wodzie z kolegami i uprawia windsurfing trzy dni w tygodniu przez cały rok. Jesteśmy świadomi, że tak silny i stały związek z naturą jest rzadkim przywilejem”.
W książce La luna e i falò (Księżyc i ogniska) Cesare Pavese pisze: „Potrzebna jest wioska, choćby po to, by odejść”. Po podróżach po świecie bohater powieści wraca do ojczyzny. Dla tych, którzy są przyzwyczajeni do podróżowania, jak objawia się poczucie przynależności? Jaką wartość mają korzenie? A wartość przyjmowania różnych kultur?
„Maga i ja dorastaliśmy w kontekstach rodzinnych i społecznych odległych geograficznie i czasowo (ponad 8000 km i około 20 lat), gdzie poczucie przynależności jest niezwykle silne, a wartość korzeni i historii jest bezcennym i niezbywalnym dziedzictwem rodzinnym.
Wartość, którą staramy się chronić najlepiej, jak potrafimy, abyśmy mogli przekazać ją naszym dzieciom z pomocą tych, którzy do dziś są jej strażnikami.
My, rodzice, reprezentujemy dla naszych dzieci to, co współczesne i codzienne, ale najpiękniejsze opowieści, słowa, które pozostają w pamięci, i najlepsze ciasto to zawsze opowieści babci.
To oni, dziadkowie, są nosicielami korzeni i poezji, dlatego często włączamy ich w nasze rodzinne działania i chętnie spełniamy prośby naszych dzieci, by spędzić popołudnie lub noc w ich domu.
Korzenie istoty, jeśli są zdrowe, nigdy nie są ograniczeniem, lecz narzędziem wzrostu. Chłoną wiedzę, są odżywiane przez konfrontację i spotkania z różnymi kulturami, różnorodnością, którą „roślina” przekształca w soki, czyniąc drzewo jeszcze bujniejszym.
Około dziesięciu lat temu, przy okazji narodzin Kaia i Anouk, naszych bliźniaków, pewien drogi tajwański przyjaciel zacytował mi przysłowie i powiedział: „Sergio, są tylko dwie rzeczy, które musimy zostawić w spadku naszym dzieciom: korzenie i skrzydła”.
Jak przeżywasz swój związek z modą?
„Tak jak surfer żyje swoim związkiem z falą. Zaczynasz ją obserwować od momentu, gdy się tworzy, podążasz w jej kierunku i postanawiasz na niej jeździć, wykorzystując całą jej siłę i energię, aby jak najlepiej wyrazić siebie na desce. Dobry surfer wie, jak czekać, przepuszcza dziesiątki fal, zanim wybierze swoją. Płaskie morze bez fal szybko staje się nudne dla surfera.
Co Cię fascynuje w firmie Gucci?
„Wszechświat mody był naszą profesją i siłą napędową naszego spotkania. Dziś jest to czysta pasja. To doświadczenie daje nam nieco inną perspektywę niż zwykłemu obserwatorowi z zewnątrz. Fascynuje nas niezwykła intuicja Marco Bizzarriego, rzadka umiejętność słuchania i wizja; fascynuje nas postrzeganie Alessandro Michele nie jako stylisty, ale jako jednego z najgenialniejszych pisarzy bajek. Ich interpretacyjny geniusz w opowiadaniu o Guccim jest, moim zdaniem, najlepszą odpowiedzią na pytanie, jak zachować własną tożsamość bez powtarzalności.
Liczne zobowiązania etyczne, społeczne i środowiskowe, takie jak te zawarte w Equilibrium, przenikają do głębi, tworząc nową, powszechną kulturę korporacyjną, w której szacunek i integracja zajmują centralne miejsce. W tej wizji Gucci jest niekwestionowaną latarnią morską, wzorem inspiracji i punktem odniesienia dla przemysłu naszego kraju”.